Wpisy z 1 roku w Hogwarcie

,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 10 '' 

Obudziłem się w szpitalu szkolnym. Byli tam wszyscy , którzy byli uwięzieni w ''kuli''. Nie wiem co się stało ale , szukali za pewne demonów , ukrytych z naszych ciałach po odejściu Sombry.
- Hej , Scorp ! - do mojego łóżka podbiegł Al.
- CO , co się stało ? - spytałem odwracając głowę we wszystkie strony. 
- No , profesor pokonała Sombrę w lody mroźnej północy - machnął rękom.
- Naprawdę ? Nie było za dużo akcji - zmarniałem.
- Nie dałeś mi dokończyć - usiadł na łóżku obok.
- Potem , wkroczyłem ja . Zaczął mnie atakować , a ja z dyrektorką go pokonaliśmy. Dzięki mojemu znaku - pokazał mi ramię.
Znak był podobny do błyskawicy.
- To nie twój ojciec ma taki znak ? Od Sam-Wiesz-Kogo ? - zapytałem podnosząc brew.
- Tak , ale ja od urodzenia go mam. Nie mam pojęcia czemu - odwrócił się w stronę drzwi.
                                                                  ***********
W godzinach popołudniowych wszyscy zostali wypisani do swoich dormitoriów. Tam czekała na ślizgonów niespodzianka. Berie i Tod zrobili huczne przyjęcie. Po tej ''balandze'' musieli sprzątać serpentyny około dwie godziny. Wszystko wróciło do normy. Jak zwykle co 3 dni piszę list do rodziców , a oni mi odpisują.
                                                                         ********
Bardzo długo nie pisałem w pamiętniku dlatego że , James mi go podstępnie schował. Nie wiem czemu ale nawet nie raczył go przeczytać. Widać , że drapało by go za to sumienie. Trudno , że nie uzupełniałem pamiętnika od dawna ale to chyba lepiej. Będzie więcej miejsca na notatki z poszczególnych roków w Hogwarcie. No to tak. Niedługo będę na drugim roku w Hogwarcie , więc czego mam się spodziewać ? Dużo huku , wrzasków i akcji. 
                                                                           ***
Jestem teraz w domu , na moim mięciutkim niebieskim łóżku . W okół mnie panuje zupełna cisza. Nigdy tak się nie czułem. Po kilku miesiącach , w Hogwarcie doceniam wszystko. Za oknem , rosną czereśnie , wiśnie i jabłka na drzewach , a w okół rezydencji Malfoyów , jest pełno pól maków. Wiltshire to piękna okolica. Sądzę , że w te wakacje dużo się będzie działo. Nie raz pojadę za granicę , spotkam się na 100% z Al'em i chłopakami. Zdrówko pamiętniczku :*

,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 9 '' 

Byłem bardzo szczęśliwy , że złapałem ten znicz. Ale z innej perspektywy i tak dziewczyna nie miała ze mną szans ! Po meczu , jak zawsze wszedłem do pokoju gdzie chłopacy zrobili ''imprezę'' za to , że złapałem ten głupi znicz.
- Po co robicie tyle szumu ? - spytałem.
- Wygrałeś z Rose - odpowiedział szybko Blade.
- A to coś trudnego to dziewczyna ! - oznajmiłem odwracając wzrok.
- Ale uwierz mi , jest najlepszą uczestniczką Quidditcha w historii - rzekł Al , drapiąc się po szyi.
                                                         *****************
- Koniec mętliku , koniec krzyków i tych wrzasków - wreszcie położyłem się do łóżka po całym dniu. Zacząłem medytować ' według Flitwicka dobrze wpływa to na umysł.
- Scorpio ! - krzyknął Al wchodząc do pokoju.
- Czy w tej szkole nie można odpocząć?! - spadłem z łóżka.
- Sorka , ale musisz coś wiedzieć - odrzekł grobowym tonem.
                                                               ***
Okazało się , że to co miał mi pokazać Al , to był żart Bertie'ego i Tod'a. Jak zwykle coś wymyślili.
Próbowałem jakoś spać ale się nie dało. Próbowałem zasnąć. Za oknem była bardzo gęsta mgła , że nie było nawet widać wielkiej Bijącej Wierzby. Nagle koło łóżka pojawił się czarny dym , taki jak mnie gonił przedwczorajszej nocy. Straciłem przytomność. Obudziłem się otoczony innymi dzieciakami.
- Gdzie co jak ?! - wstałem na równe nogi.
Zobaczyłem James'a , Shirę i innych uczniów Hogwartu. Byliśmy uwięzieni w jakieś ''czarnej kuli''. Gdy próbowało się dotknąć jej ścian , raził Cię prąd. 
- O Malfoy , myślałem , że wytrzymasz krócej - zadrwił James.
- Chwila , kto to ?! Kto za tym wszystkim stoi - zapytałem nie rozumiejąc w ogóle gdzie jestem.
- Zostaliśmy uwięzieni tutaj przez pewnego Sombrę. Tysiąc lat temu , kiedy Hogwart został założony , Salazar Slytherin miał syna. Nazywał się Sombra. Zaczął interesować się czarną magią i pewnego dnia zmienił się w demona. Chce się zemścić , za to , że Jego ojca nie wysłuchano i odszedł z Hogwartu na wieki - powiedziała tajemniczo Shira. 
- A jak się wydostała tamta opętana dziewczyna ?! - spytałem.
- Ona? Była szalona ! Bez uwago na prąd wyszła z kuli , a potem została opętana. Radzę Ci byś nie próbował uciekać - oznajmił jakiś puchon.
- Ale co z wami jest ?! Musimy się stąd wydostać ! - odwróciłem się.
- Próbowałam wszystkich zaklęć i to na nic . Zły Sombra rzucił urok na moją różdżkę. Nie rzucę na niej już żadnego zaklęcia - pokazała mi szarą różdżkę ''obrośnięta'' w jakieś czarne kamienie.
Nie wiedziałem co robić. Mogliśmy zostać tu na wieczność. Nagle zjawił się on.
- Kogo wolicie bym teraz tu do was dołączył ? Jednego chłopca z puchonów czy ślizgonów ? - zaśmiał się złowieszczo.
- Nie wyjdzie Ci to na dobre Sombra - powiedziała mężnie Shira.
- Och , wyjdzie. Jesteście bezsilni do blasku mojej potężnej mocy - odwrócił się.
- Czemu Cię dręczy to co się stało 1000 lat temu ! - krzyknęła.
Zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Czy Cię nie łapie za serce to , że porywasz dzieci i skazujesz je na tę mękę tutaj ! Nie masz serca! - skrzyżowała ręce.
- Masz rację. Jestem potworem , ale mogę być gorszy , więc jak coś jeszcze powiesz zabiję was bez powiedzenia ''Dzień Dobry'' lub ''Do widzenia'' - zniknął w obłokach czarnego dymu.
- Jak nikt nas nie znajdzie to jesteśmy zgubieni ! - usiadła i zaczęła płakać.
Niektórzy chcieli ją zmotywować , ale nikt nie miał na tyle siły by jej pomóc.
                                                                 ***
Usłyszeliśmy głuchy dźwięk. Ktoś do nas szedł .Pomyśleliśmy , że to koniec .
To był Bertie i Tod.
- Co wy tu robicie ! - zawrzeszczał James.
- Przyszliśmy was ratować ! - wyszeptał.
- Ale skąd wy wiedzieliście że my tu jesteśmy uwięzieni! - zapytał ktoś.
- Lepiej nie pytajcie - machnęli rękom i utworzyli ''kulę'' od magicznego zaklęcia. Od strony zewnętrznej było to dziecinnie proste. Gdy wszyscy wyskoczyli z kuli , pojawiła się Profesor McGonagall. I zjawił się on. Nie pamiętam co było dalej , bo wszyscy uczniowie stracili przytomność.
 ,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 8 ''

Właśnie byłem na obiedzie w WS , kiedy Luna przyszła zapłakana.
- Co się stało ? - zapytałem.
- Moja siostra zaginęła ! Tak jak inni ! - złapała się za głowę.
- Przykro mi ... - wyraziłem współczucie.
Wstała od stołu i odeszła.
Nie wiem co złego powiedziałem ale wiem tylko , że była zrozpaczona. Jakbym miał brata lub siostrę , też bym się tak zachował.
Ale nie mam i dobrze mi z tym :P Zaczęła się lekcja zaklęć.
                                                                 ***
- Szukam członków do mojego chóru ! - powiedział Profesor Flitwick.
- Może ty Malfoy ? Nadawał byś się na chórzystę - dodał.
Cała klasa wybuchnęła śmiechem. Zawsze Flitwick obrażał kogoś w ten sposób.
Miałem jutro grać w meczu Quidditcha. Miałem kilka treningów , ale poza tym nic innego.
Po lekcjach udałem się na stadion od Quidditcha , by ćwiczyć i trenować ostatni dzień przed meczem. Mieliśmy grać z Gryffonami.
Ma placu zobaczyłem kilka ślizgonów z drużyny i Lunę.
- Luna ? Co tu robisz  - spytałem.
- James'a też porwano , a ja byłam 3 na liście z najlepszych uczniów w Quidk'u więc , Hoch przydzielił mi stanowisko Obrońcy - odwróciła wzrok.
Zaczęliśmy trening. Był taki jak inne , ale coś było nie tak... Nie wiem co , ale dziwnie się czułem.
                                                                           ***
Dziś był ten dzień. Po raz pierwszy miałem zagrać w meczu Quiditcha , na oczach wszystkich domów Hogwartu. Powietrze było rześkie , a wiatr słaby . Słońce grzało , chociaż że był już wrzesień. Słyszałem dopping'i różnych domów.
- To lecimy - powiedział Flint.
Arena była pełna. Nie było wolnego miejsca. Cała szkoła przyszła zobaczyć ten jedyny mecz. Ślizgoni i Gryfoni są od dawna wrogami i każdy był ciekawy co się wydarzy.
                                                                           ***
Przed oczyma coś mi przeleciało. Nie był to kafel lub inna kula. Był to Złoty Znicz. Popędziłem w kierunku gdzie leciał. Zauważyłem go , tak jak Rose Weasley , ścigająca w Gryffindorze.
Podleciałem w jego stronę. Wyciągnąłem rękę w stronę znicza . Ktoś mnie uderzył.
- Chyba dasz dziewczynie wygrać , co ? - zapytała Rose.
- A byś się nie zdziwiła ! - popędziłem za nim prawie , że prędkością światła.
- Jeszcze trochę ! - pomyślałem będąc 5 cm przed zniczem.
Niestety wyłożyłem się , bardzo mocno. Jednak podniosłem rękę , w niej był złoty znicz.
- Wygrali Ślizgoni ! - usłyszałem głos komendatora                                                         ,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 7 '' 

Nie mogłem tej nocy zasnąć. Księżyc mocniej świecił i ciągle słyszałem ''krzyki'' kruków latających w okół muru Hogwartu. Głównie myślałem o James'ie
- Czemu ja go wkurzałem? On zaczął ale , nie musiałem zwracać na niego uwagi - rozmyśliłem się.
W końcu zasnąłem. Znowu się obudziłem słysząc skrzypienie drzwi. Wstałem z łóżka i na palcach zszedłem do salonu. Nikogo tam nie było. Bałem się wyjść na korytarz , ale się ''uwziąłem'' , bo nie jestem mięczakiem.
- Gdzie ty idziesz ? - usłyszałem głos.
Odwróciłem się ; na kanapie znikąd pojawiła się na kanapie.
- Co ... Co ty tu robisz ? - spytałem.
- Mam swoje powody by być niewidzialna - uśmiechnęła się.
- Aha - wymówiłem hasło by drzwi z salonu się otworzyły.
- Naprawdę , chcesz tam iść ?! - złapała mnie za rękę ale szybko ją odciągnęła.
- Tak , słyszałem dziwne szumy , a ja jak coś usłyszę muszę wiedzieć co to ! - oznajmiłem i wyszedłem z dormitorium.
- Uważaj na siebie - mówiła za mną Luna.
Zza rogu zobaczyłem coś co na zawsze zapamiętam . Pewna świeca lewitowała w powietrzu. Wyglądało to jakby ktoś z nią szedł . Wycofałem się ale jak zwykle o coś się potknąłem.
Ta ''świeca'' zaczęła mnie gonić ! Dziwnie to brzmi ale ja nie śniłem z tym momencie. Świeca ''rozpłynęła się'' i zmieniła się w czarny dym , czy coś w tym rodzaju. Biegłem jak najszybciej.
- ,, Zaraz CIĘ BĘDĘ MIAŁ !'' - zawarczał pewien głos.
Jakimś cudem wpadłem z hukiem do dormitorium. Byłem tam bezpieczny. ''Dym'' zniknął a ja upadłem na podłogę.
Po kilku minutach wróciłem do siebie i poszedłem na górę. Padłem na łóżko i zasnąłem.
                                                                       ***
Rano , jak zwykle obudziłem się i poszedłem na śniadanie do WS.
Dziwnie , wszystko mnie bolało. Kiedy jadłem , cały czas Ves Trilock , się na mnie patrzył.
- O co mu chodzi ? - pomyślałem.
Niestety pierwsza lekcja od rana były to eliksiry. Tak samo było na zajęciach.  Nareszcie lekcja się skończyła. Chciałem już wyjść z sali gdy ...
- Poczekaj , Malfoy ! - powiedział .
- TAK , proszę Pana - odwróciłem się.
- Podejdź tu do mnie - wybełkotał nieprzyjaźnie.
- Pokaż mi swoje ręce ! - krzyknął potem.
Popatrzyłem się na niego jak na wariata. Odwróciłem głowę w drugą stronę i pokazałem ręce.
- Wiedziałem ... - odpowiedział ochoczo przestraszony.
Popatrzyłem na swoje ręce. ONE ROBIŁY SIĘ OD PAZNOKCI SZARE !
- Co się dzieje profesorze? - spytałem.
On tylko wpadł jak szalony na półkę z eliksirami rzadkimi.
- Wypij to - podał mi flakonik z fioletową miksturą.
- A po co to jest ? - zapytałem.
- To jest lekarstwo na twojego demona - odrzekł z nadąsaną miną.
- Demona? - szepnąłem i wypiłem eliksir.
Po chwili moje ręce odzyskały normalny odcień skóry , a koło nas pojawił się czary kłębek dymu taki jak w nocy na korytarzu. Przeszedł przez ścianę i już go nie zobaczyliśmy.
- Wiem Scorpius'ie , że złamałeś regulamin i wyszedłeś na korytarz w nocy ! - dodał.
- Mi też się to coś ukazało. Nie powiem tego dyrektorce , ale już nigdy nie wychodź na korytarz w NOCY - uśmiechnął się pobłażliwie.   
Uciekłem z sali i poszedłem na numerologię.
                                                    ***************                                                              ,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 6 ''

Ucieszyłem się , że rodzice mi odpisali na list. Tak w sekrecie , trochę tęsknię za nimi.
Szczególnie za spaniem do godziny 11:00. 
- Dobre czasy ... - rozmyśliłem się.
Połowa już zasnęła a ja jedyny próbowałem spać. Przekręcałem się z boku na bok. Patrzyłem się w srebrzysty księżyc powoli opadający z nocnego nieba. Wreszcie , nie wiem kiedy , zasnąłem.
Obudził mnie rano Al.
- Scorpio ! Scorp ! - krzyczał mi nad uchem.
- Dobra już wstaję , co się stało ? - usiadłem po turecku na łóżku.
- Znaleźli jakąś dziewczynę z tych zaginionych... - wyjąkał ze strachem.
- Naprawdę ?! Skąd to wiesz i gdzie ona jest ? - zapytałem tak aby nie wiedział , że chociaż odrobinę się przestraszyłem.
- Wiem to , bo rano wstałem ok. 6:00 , usiadłem na kanapie w salonie i usłyszałem za obrazem Salazara Slytherin'a rozmowę Dyrektorki z nauczycielami. Jest w szpitalu. Próbują ją wyleczyć - odpowiedział tym razem spokojniej.
- Czemu w szpitalu ? - zaciekawiłem się tą informacją.
- Ona jest jakby opętana'' nie chce rozmawiać i o tym mówić. Boi się każdego kto przechodzi jej koło łóżka.Chcą jej wyprać to wspomnienie - odrzekł.
Teraz zauważyłem , że reszta chłopaków siedziała na łóżkach i przyglądała i nasłuchiwała toczący się dialog.
- Straszne... Na razie o tym nie rozmawiajmy - przyznałem patrząc na zegarek.
Była 6:40. Ubrałem się i umyłem i zszedłem do salonu. Nikogo tam nie było.
                                                                         ***********
Pałaszowałem śniadanie. Nagle olśniło mnie , że nie ma z nami Luny , a przy stole Ravenclaw'u ; Shira'y.
Rozglądałem się za nią.
- Czyżby ona też zaginęła ? - spytałem sam siebie w myślach.
Nareszcie zobaczyłem ją jak wchodzi z siostrą do WS. Usiadła koło mnie.
 - Wiecie, byłam z siostrą u tej opętanej dziewczyny. Bała się nawet własnego cienia! Jakoś siostra i nauczyciele ''wyprali'' jej to wspomnienie , ale nie można jego ''odtworzyć'' lub zobaczyć - wyszeptała.
Coś tam inni do niej mówili ale ja akurat skupiłem się na śniadaniu.
Za 5 min była lekcja. Opuściliśmy WS i szliśmy na lekcję Starożytnych Runów.
Szedłem na nią z Luną bo chłopaki zapomnieli książek.
- Co ? Bałeś się że też zniknęłam? - uśmiechnęła się.
- Trochę , tak. Ty jako jedyna mnie rozumiesz... - zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem i się zarumieniłem.
- Naprawdę Scorpius'ie ? Masz dużo przyjaciół , którzy Cię rozumieją , ale i tak dziękuję - również się zarumieniła.
                                                      ******************
Lekcja Runów przebiegła normalnie , jak i cały dzień. Odrabiałem właśnie w pokoju lekcje.
- ,,Co onacza zaklęcie : Lumos ? Odpowiedź :  zaklęcie, które powoduje zapalenie się niebieskiego światła o zasięgu ok. trzech metrów''. - pisałem w podręczniku aż nagle ktoś mocno otworzył drzwi.
Był to Tod.
- Siema - zadrwił.
- Co masz taki humor ? - popatrzyłem na niego jak na wariata śmiejąc się.
- Jedna z ślizgonek powiedziała , że jestem przystojniak - napiął pierś.
- Naprawdę ? Ja widzę napis ,,KOPNIJ MNIE'' - popatrzyłem na tył jego pleców.
- Gdzie?! Ty mi zazdrościsz ! - wyszedł z pokoju.
- Co za głupek - pomyślałem przypominając sobie na jego plecach karteczkę z tym napisem.     

 ,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 5''

- Dzień Dobry , panu - powiedziałem nieśmiało ale miło.
Profesor skinął tylko głową w geście ''Dzień Dobry''.
- A może ty coś wiesz Scorpius ? Czy ostatnio nic dziwnego nie widziałeś ? - spytał się mnie innym tonem niż zawsze.
- Ja nie... Nic nie widziałem. A tak w ogóle co się stało ? - zapytałem podnosząc głowę.
- Bo , wiesz Scorpio. Hogwart nie jest już tak bezpieczny. Ostatnio zniknęło bez powodu kilka uczniów , z wszystkich domów. Było to wczoraj po kolacji. Naprawdę nic nie widziałeś ? - podniósł lewą brew.
- Ja , naprawdę nic nie wiem... - poszedłem znowu do pokoju.
Wparowałem tam jak nienormalny.
- WIEM CO SIĘ STAŁO ! - krzyknąłem.
- I co? Ty też nie pukałeś - naburmuszył się James.
Miał rację ale miałem teraz ważniejszą sprawę im do wyznania.
- Wiem o co chodzi z informacją McGonagall - wydukałem spokojnie
                                             ************************
- Kto za tym stoi ? - zapytał ze strachem Blade.
- A co boisz się ? - zaśmiał się z ironią James.
- Oczywiście że nie , głupku ! - zerwał się z miejsca.
- Musimy uważać - powiedziałem.
- Jak coś zobaczymy ''dziwnego'' mamy to powiedzieć Ves'owi - dodałem.
- Odkryłeś Amerykę... - palnął trochę zezłoszczony James.
- O co Ci chodzi ?! - zapytałem doniosłym głosem.
- Wiem wszystko - odrzekł wstając.
- Niby co ? - podszedłem do niego.
- Wiem , że zarywasz się do Luny ! - odwrócił się.
- Wcale że nie ! A jak niby bym się do niej zarywał co byś mi zrobił ?! - rzekłem  jednym tonem.
- A przyłożyć Ci ! - krzyknął.
- Niby czemu ? Nawet z nią nie rozmawiałeś , to nie moja wina że nie potrafisz powiedzieć nic do dziewczyny ! - moja złość przerosła granicę.
- TY!? - przyłożył  mi z pięści.
Miał miał mi jeszcze raz przywalić ale Al mnie obronił.
- James! Co ty robisz ?! Przestań ! Na mózg Ci padło ? To twój kuzyn ! - zripostował Al
- Sam się prosił! - odwrócił się i wyszedł z pokoju.
                                      *************
- Już ok Scorpio ? - spytał Bertie przemywając mi ranę ma czole.
- Chyba tak - skrzyżowałem ręce.
Mama Bertie'ego jest lekarzem więc , potrafi coś nieco zrobić jeśli chodzi o opatrzenie ran czy coś.
Al popatrzył na mnie.
- Może pójdziesz do brata ? - spytałem.
- Brata ?! Po tym co zrobił nie mogę nazwać bratem... - wbił wzrok w podłogę.
Blade w głębi duszy mi zapewne współczuł. Po charakterze na co dzień tego nie widać , ale kiedy już się go pozna , wie się jaki wprawdzie jest. 
- Dzięki wam - przyłożyłem do czoła wacik i wyszedłem z pokoju.
W salonie była Luna i parę ślizgonów i ślizgonek. Usiadłem na anapie.
- Co Ci się stało ? - spytała opiekuńczo Luna.
-Nic... - odpowiedziałem szybko.
- James Cię uderzył ? - spojrzała na mnie.
- Skąd wiesz ? - dopytałem spoglądając na nią.
- Potrafię przepowiadać przyszłość , zupełnie jak profesor Rodrigez.
Uśmiechnąłem się i wziąłem z ławy pióro i kawał pergaminu.
- ,,Mamo i tato !
Jak wiecie , w Slytherin'ie i w innych domach , szczególnie w całym Hogwarcie (...)'' - pisałem .
Moja sowa właśnie jakoś uciekła z sowiarni i pukała w szybę otworzyłem ją i dałem jej list.
                                                                        ***
- Gdzie jest James ? - spytał się mnie Al kiedy szliśmy z Trilock'iem na kolację.
- Nie mam pojęcia... - wydukałem przestraszony.
- Jak gdzieś jest to wie , że mamy kolację i przyjdzie chłopaki - wtrącił się Tod.
Jedliśmy właśnie kolację. James'a jeszcze nie było.
- Gdzie on jest !? Zaraz przecież już idziemy ! Zostało 10 minut ! - panikował James.
Jak zwykle Blade go uspokajał.
- Na pewno gdzieś tu jest i zaraz przyjdzie - mówił mu Blade.
- Czemu ja akurat mam wszystkich uspokajać ! - marudził pod nosem. 
Nagle usiadła koło mnie Rose Weasley.
- Hej. U was też giną różne osoby ? - spytała się wszystkich.
- Tak - odpowiedział cały długi stół chórem.
- JAMES! - krzyknął Al.
- Co jak on zniknął jak inni uczniowie !? - mówił przez łzy.
Miał świętą rację. Było to możliwe. Wszytko przeze mnie ! Jakbym nie wprowadził się z nim w kłótnię by tutaj był a Al ,by nie jęczał. Drapało mnie sumienie.
Wszyscy poszliśmy do dormitoriów. W pokoju nie było James'a ! Postanowiliśmy powiedzieć o tym profesorowi Ves'owi.
                                                               ***
- Kiedy zniknął ? - pytał z niedowierzaniem profesor.
- Około godziny 15 : 50 - wybełkotał z ostatnich sił Albus.
- A co się stało ze wyszedł 10 minut przed zakazem wychodzenia na jakiekolwiek piętro oprócz dormitoriów ? - pytał po raz ''enty''.
- Pokłóciliśmy się profesorze. Uderzył mnie w czoło , ale jak pan widzi , nic już mi nie jest. Potem wyszedł z pokoju i trzasnął drzwiami - wytłumaczyłem dokładnie.
- To mi wystarczy - odwrócił się.
- Możecie już iść - wskazał palcem mi i Al'owi drzwi.
Wyszliśmy.
                                                             ***
Dostałem list od rodziców o treści.
- ,,Scorpiusku !
Wiemy o tym. Twój ojciec słyszał o tym w ministerstwie. Boimy się o ciebie i o innych. Proszę , uważaj na siebie i nie łam regulaminu , który zarządziła Dyrektor McGonagall
Astoria i Draco ''.
                        ,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 4 ''

Był burzliwy dzień. Od samego rana padało. Właśnie usiadłem przy stole ślizgonów .
- Proszę o ciszę ! - krzyknęła na tyle głośno by ktoś ją usłyszał McGonagall.
Wszyscy przestali rozmawiać i skupili się wyłącznie na Pani Dyrektor. 
- Uwaga uczniowie! Od dzisiaj macie wracać do swoich dormitoriów około godziny 16 :00 , a na kolację do WS (wielkiej sali) , będą odprowadzać was nauczyciele - powiedziała głośno i wyraźnie.
- Dlaczego ? - zapytał jakiś puchon z drugiego roku.
Profesor nie odpowiedziała i wyszła z sali. Było słuchać pojedyncze szepty :
- Dlaczego ? Co się mogło stać ?! - mówili po cichu niektórzy uczniowie.
Jak McGonagall oświadcza coś takiego , musiało się stać coś poważnego.
W osłupieniu wyszliśmy z Blade'em i Albus'em z WS i poszliśmy na lekcje latania.
Dziś miał Pan Hoch oznajmić , kto będzie obrońcą i szukającym w poszczególnych domach. Przestałem myśleć wyłącznie o informacji Profesorki i skupiłem się na lekcji.
Wkroczyliśmy na przemoczony dziedziniec. Pan Hoch już stał na jego środku z parasolką i zwojem w ręce.
- Elfondus Triciatos ! - wyczarował nad nami coś w rodzaju niewidzialnego dachu , dzięki niemu nie padał na Ślizgonów i Gryfonów deszcz.
- Wiem kto będzie pełnił poszczególne role w zawodach Quiditha w waszych domach - zaczął rozwijając zwój.
Wyczytał kto będzie kim u Gryfonów. Wiem tylko , że wyczytał chłopaka i dziewczynę , ale nazwisk i imion nie pamiętam.
- W Slytherin'ie obrońcą będzie .... James Syriusz Potter ! - oznajmił uśmiechając się.
Jego?! Może jest silny ale za to nie potrafi pracować w drużynie. Trochę się wkurzyłem.
- A ścigającym będzie.... - wymówił cicho.
Napięcie rosło. Kto to mógł być? Wreszcie wydukał z siebie:
- Scorpius Hyperion Malfoy !
Cieszyłem się bardzo , że wybrał mnie ! Akurat mnie z pośród wszystkich Ślizgonów. Albus potrafił by pracować w drużynie , ale aż tak szybko nie potrafi latać na miotle...
Zresztą , każdy martwi się o siebie.
                                                      ******************
- Scorpius ! - wołała za mną Rose i Luna.
Zatrzymałem się i spojrzałem na nie pytającym wzrokiem.
- Gratuluję Ci Scorpius , że dostałeś się do drużyny. Jest to nie lada wyczyn ! - uśmiechnęła się sympatycznie Luna.
- Ja dziękuję. Ale naprawdę , nie wiedziałem , że Hoch akurat wybierze mnie. Jest to miła niespodzianka - odrzekłem podnosząc głowę.
Zaśmiały się tylko i odeszły.
Nadal nie wiedziałem o co chodzi z tymi mocami Luny i w ogóle. Wróciłem do dormitorium. Otworzyłem drzwi i niemal przewróciłem się o Al'a ''czyhającego'' na mnie pod drzwiami.
- Co ty człowieku wyrabiasz ? - rzekłem spoglądając na śmiejącego się dalej Blade'a.
- Nieważne - odpowiedzieli chórem.
Usiadłem na łóżko. Nie było Bertie'ego i Tod'a. Jak zwykle odsiadywali kary u profesora Trilock'a o to , że jak zwykle podkładali mu na krzesło pinezki. Raz ich nie zauważył... Musiał iść do pielęgniarki która wyciągnęła mu z tyłka 19 pinezek XD To dopiero było! Rozmyślanie przerwał mi Albus.
- Patrz na to ! - położył mi na łóżko tak wielką księgę , że pod jej ciężarem podskoczyłem 5 cm do góry.
- Co to ? - zakrztusiłem się latającym w okół płatków kurzu.
- To jest rodzinna księga rodziny Canterlot. Masz tu wszystko - odrzekł dumny.
- Skąd ty to masz ? - zaśmiałem się niepewnie.
- Mam znajomości - odszedł do swojego łóżka i szukał czegoś w szafce.
Blade właśnie uzupełniał 197 rozdział w swoim pamiętniku , więc miałem chwilę wytchnienia.
Zacząłem ją czytać.
                                                       ***************
Wyczytałem w księdze że Luna pochodzi z dawnej rodziny królewskiej w Anglii. Ród odznaczał się tym że w genach są przenoszone nadzwyczajne ''moce'' . Coś takiego jak latanie bez miotły , teleportacja czy niewidzialność bez użycia żadnych magicznych przedmiotów.
- Czemu nie pomyślałem o tym wcześniej ?! - pomyślałem w myślach i puknąłem się lekko w głowę.
Słyszałem odgłos wchodzenia po schodach. Na 100% szedł to James ! Szybko schowałem księgę pod pościel. Jakby widział że czytam o rodzinie Luny co by sobie pomyślał ??!! Do pokoju wparowali jednak Bertie i Tod. 
- 49 kara w tym miesiącu - uśmiechnął się Bertie do ucha do ucha. 
- Wiecie że my chodzimy na lekcje około od jednego tygodnia? - dopytał Blade.
- To 49 kara w tym tygodniu - poprawił się.
Potem do dormitorium wmaszerował James.
- Wiecie o co chodzi z tymi ex ''zasadami'' profesor ? - powiedział krzyżując ręce.
- Najpierw się puka ... Bertie i Tod chociaż tego nie powiedziałem zapukali zanim weszli do pokoju - pomyślałem.
- Nie wiem - odpowiedzieli trzej chłopcy oprócz mnie.
- Może ty coś wiesz niezdaro ? - spojrzał na mnie.
- Nie, niezdaro! Posłuchaj sam siebie. A tak w ogóle nie mam pojęcia... - wstałem i wyszedłem z pokoju poszukać prefekta naszego domu.
Schodziłem właśnie po schodach i usłyszałem szloch pewnej dziewczyny.
- Nie wiem gdzie ona jest profesorze , naprawdę nic jej nie zrobiłam ! - płakała głośniej.
- Proszę Cię Margaux , o prawdę. A co się stało z pozostałymi uczniami? - usłyszałem spokojny głos Ves'a Trilock'a , opiekuna Slytherin'u.
- Ja nie wiem co się stało z pozostałymi uczniami , na prawdę ! - wydukała.
To był idealny moment by wejść w akcję.
Wszedłem do salonu. Zobaczyłem tam faktycznie , profesora, Margaux Degory i kilka ślizgonów z jej rocznika.
                                                                      *** 

,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 3'' 

Rano wstałem , umyłem się i ubrałem. Pierwszy dzień w szkole okazał się normalnym dniem.
Wszedłem z Blade'em do wielkiej sali. Większość Ślizgonów już siedziała przy stole i jadła śniadanie. Usiadłem koło Luny. 
- Hej - przywitałem się
- Hej, chyba masz dziś humor zgadza się ? - zaśmiała się.
- Można tak powiedzieć - podrapałem się w głowę i zacząłem jeść śniadanie.
Do sali wszedł Albus. Jego włosy były pokręcone , miał dołki pod oczami i prawie się przewracał.
Usiadł koło mnie niemalże zasypiając.
- Co jest stary ? - zapytałem śmiejąc się.
- Nie zmrużyłem dziś oka - wycedził niepewnie.
- Doprawdy? - spojrzałem na niego pytająco.
Nie odpowiedział mi na pytanie gdyż zasnął.
- Co za śpioch - uśmiechnęła się Luna przyglądając się bacznie Al'owi.
Obudziłem go i razem poszliśmy na pierwszą lekcję eliksirów.
Lekcję prowadził ten profesor co wyczytywał imiona i nazwiska osób , do tiary przydziału. Był to profesor Ves Triclock. Zachowuje się na co dzień jak normalny nauczyciel ale jednak taki nie jest. Ciągle buja głową w chmurach i marzy o niebieskich migdałach.
Kazał nam zrobić według przepisu z książki eliksir miłosny. 
- Po co to komu ? - prychnął Blade.
Blade był jednym z chłopaków , którego bardzo lubiłem ale czasem zbyt dużo na wszystko narzeka.
No cóż... 
Kolejna lekcja była lekcją OPCM (obrona przed czarną magią). Uczyła jej profesor McGonagall , jak i też transmutacji.
Rzucaliśmy różne zaklęcia i ogólne, za to pełno rzeczy pisaliśmy na zwojach.
Wreszcie była przerwa na obiad. Byłem trochę znudzony , bo nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Krwawy Baron nagle ''wyskoczył'' z pod stołu i nieźle nas przestraszył. Zwykle nie miał takiego humoru. Przed ostatnią lekcją była nauka latania na miotle.
                                                                      ***
- Nieźle wam idzie - mówił entuzjastycznie Pan Hoch ; syn Pani Hoch.
Lataliśmy właśnie robiąc różne akrobacje. 
- Dobrze , teraz test - powiedział tak jakby nas chciał właśnie rozstrzelić.
- CO?! Test z latania już na pierwszej lekcji?! - mówiliśmy sobie od ucha do ucha.
Profesor ustawił nas w szereg. Każdy z kolei miał wykonać akrobację , którą napisał nam na karteczkach. Niektórym nie wychodziło to zbyt dobrze. Ciągle zapisywał coś w notatniku. Przyszła kolej na mnie. Wylosowałem karteczkę z napisem ,,Obrót o 180 stopni i podwójne wyminięcie''.
Jak zwykle wylosowałem NAJGORSZĄ Z KARTEK. Mnie już nic nie zdziwi.
Ktoś mnie tam dopingował ale skupiałem się wyłącznie na akrobacji. Coś tam zrobiłem , ale profesor nie wyraził żadnej emocji , nadal był ku temu obojętny.
- Dobrze dzieci. Takie teściki będą w każdy dzień w którym mamy zajęcia. W poniedziałek ogłoszę kto z każdych z domów czy dostanie się do Drużyny w Quiditchu. Dwie osoby... Koniec lekcji - wyćwierkał.
Weszliśmy do Hogwartu z dobrą miną do złej gry.
- Najgorszy nauczyciel z wszystkich ! - zasugerował James.
- Bez wątpienia - po raz pierwszy przyznałem mu rację.
                                                                     ***
Kolejna lekcja to zaklęcia. Było ich mnóstwo. Nie jestem w stanie ich wymienić , ale najbardziej zapamiętałem ,,Expecto Patronum''. Gdy wypowiedziałem to zaklęcie na lekcji (biegło po kolei) moim oczom ukazał się koło mnie wąż , pełznący i syczący. To był mój patronus. Albus miał chyba jednorożca a Blade Kota.Lunie ukazał się wilk. Są jacy są. 
                                                                         ***
Lekcje dobiegły końca i poszliśmy do swoich dormitoriów odrobić lekcje. Nie było tego o dużo. Zszedłem do salonu zobaczyć czy ktoś tam jest. Wpadłem na Lunę .
- Przepraszam - wydusiłem podnosząc jej i moje książki.
- Nic nie szkodzi Malfoy - uśmiechnęła się szczerze.
Była to krępująca sytuacja.
Machnięciem różdżki podniosła swoje książki i poszła na kanapę.
- Nawet jest ładna - pomyślałem od razu odrzucając tę myśl.
Podszedłem do niej.
- Pomożesz mi w pracy domowej z OPCM ? - wydukałem rumieniąc się.
- Oczywiście , jestem z tego przedmiotu dobra - spojrzała na drzwi i otworzyła swoją książkę.
                                                                    *********
Luna bardzo mi pomogła w lekcjach. 
- Z jakiej racji ją nie przydzielili do Ravenclaw'u ! - myślałem.
Nawet była chwila gdy przypadkowo położyła swoją rękę na moją.^.^ Lecz szybko zdjęła ją i nadal mi tłumaczyła.
Do dormitorium wszedł James.
- Nadchodzą kłopoty ... - przewróciłem oczyma.
James zakochał się w Lunie , więc jak by zobaczył mnie z nią było by ze mną źle. I tak sądzę że uważa mnie za mięczaka. Podszedł do foteli i usiadł nic nie mówiąc. 
- James ? Wszystko , ok ? - spytałem się go .
- On Cię nie słyszy - odpowiedziała Luna.
- Spojrzałam na nią z niedowierzaniem
- Co?! - skrzywiłem się.
- Wiem że on się we mnie zakochał i gdy by nas zobaczył wpadł by w furię , bo osam nie wiem jak zagadać dziewczynę. Za pomocą zaklęcia zrobiłam że jesteśmy niewidzialni , i nas też nie słyszy - odpowiedziała z dumną miną.
Byłem zamurowany . Jak ona to zrobiła zresztą... Wróciliśmy do nauki.
                                                                           ***
Opowiedziałem wszystko Albus'owi. On nigdy ni nikomu nie wygada. Zareagował tak samo jak ja. 
- Czyżby przyjaciółka Rose była wiedźmą ? - zadrwił ze śmiechem.
- Nic mnie już nie zdziwi - szepnąłem sarkastycznie.
Była pora kolacji. Weszliśmy do Wielkiej Sali . Usiadłem i zacząłem jeść. Zobaczyłem kąta oka Lunę. Rozmawiała z pewną dziewczyną z czwartego roku. Też miała grzywkę na bok , ale blond włosy. 
 - To jest jej siostra! - olśniło mnie.
Podeszła normalnie do stołu i usiadła koło Samary Bulstrode i James'a. Widziałem jak był zadowolony.Po kolacji dowiedziałem się że Shira Canterlot , jest siostrą Luny. Ale skąd Luna miała takie moce ?!

,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 2 ''
Miałem piękny sen. Śniło mi się , że byłem szukającym w pewnym z domów w Hogwarcie. Nie wiedziałem jaki to dom , ale wiem że niektóre moje sny się spełniają. Czasem mogę kogoś przestraszyć , bo to moje ''medium'' bywa wkurzające.
- Chwila ... Zaraz?! - wyskoczyłem z łóżka jak torpeda ze stresem patrząc na budzik.
Budzik wskazywał godzinę 6:00 a , na peronie 7 i trzy czwarte miałem się zjawić około godziny 8:30.
- Uff... - odetchnąłem z ulgą.
Nie chciał bym się spóźnić na mój pierwszy pociąg do Hogwartu ! Ponownie położyłem się do łóżka zakrywając się kołdrą.
- Pip, pip ! - około godziny później zapiszczał mój budzik
- Czas wstawać - pomyślałem.
***
Około kolejnej godziny jechałem z rodzicami na peron. Byłem zadowolony , że będę się uczyć w Hogwarcie.
- Uważaj , synu - powiedział ojciec.
- Gdy trafisz do na przykład Hufflepuffu się załamię - dodał.
- Draco , wiesz że tiary przydziału nie da się oszukać. Jaki dom dla Scorpius'a wybierze , w takim będzie - odpowiedziała po chwili matka.
Dotarliśmy do peronu i wypakowałem moje walizki i klatkę z Desoto'em na wózek. Po chwili przeszedłem przez ''portal'' gdzie dostawało się do peronu 9 i trzy czwarte.
Było tam mnóstwo dzieciaków i rodziców. Pociągu jeszcze nie było.
- Długie czekanie się zapowiada - pomyślałem przewracając oczyma.
Nagle na peron weszli Weasley'owie i Potter'owie . Równo z nimi zjawił się koło nas wielki pociąg.
- Scorpio ! - krzyknął Albus i podszedł do mnie.
- Co tam ? - zapytał się mnie z uśmiechem.
- Jak zawsze. Nie mogę się docz... - nasz dialog przerwał James.
- A ze mną się nie przywitasz ?! - zadrwił James.
- Więc , hej James - przewróciłem oczami ... Ponownie.
Uśmiechnął się szyderczo i zaczął żegnać się z rodzicami. Albus ode mnie odszedł ja też zacząłem żegnać się z rodzicami.
- Będę tęsknić - powiedziałem cicho przytulając mamę.
- My za tobą też Scorpio. Pamiętaj byś pisał do nas listy - odpowiedziała mi z uśmiechem.
Pożegnałem się po raz ostatni i wsiadłem do pociągu.
***
- Gdzie siedzimy ? - zapytał James.
- Znajdźmy wolny przedział głupku! - odrzekł mu na to Albus.
Natrafiliśmy na pusty przedział , weszliśmy do niego i usiedliśmy.
Za oknem zobaczyłem rodziców . Pomachałem im na pożegnanie , a pociąg ruszył. Chwilę po tym do naszego przedziału zapukała pewna dziewczyna. Była to Rose. Albus otworzył szklane drzwi.
- Czy mogę się dosiąść z moją koleżanką ? Wszędzie jest tłok - rzekła miło.
Zza jej pleców wyszła pewna dziewczyna o czarnych włosach i grzywką na bok. Usta miała czerwone a cerę białą jak śnieg.
- Oczywiście - powiedział z nas bez zastanowienia James.
Było jeszcze sporo miejsca .
Weszły do przedziału i zaczęliśmy rozmawiać. Nieznajoma ciągle milczała ale miała poważną minę.
- To jak masz a imię ? - wtrącił James.
- Jestem Luna , Luna Canterlot - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
Po kolei wszyscy się przedstawiliśmy. Mała pogadanka ciągnęła się godzinami . Wreszcie zbliżaliśmy się do Hogwartu. Przebraliśmy się. Wreszcie pociąg się zatrzymał. Wyszliśmy z przedziału , jak i z pociągu.
- Tutaj pierwszoroczni ! - krzyczał jakiś męski głos.
Od razu poznaliśmy gościa. Był to niejaki Rubeus Hagrid. Mój ojciec bardzo go nienawidził w swoim roku szkolnym. Mi się natomiast wydawał miły. Był o wiele starszy. Zaprowadził nas do Hogwartu. Był to ogromny zamek z wiele ma wieżyczkami. Weszliśmy do środka przez wielkie drzwi. Szliśmy korytarzem i naszym oczom ukazała się wielka sala. U jej góry unosiły się różne świece. Starsi od nas uczniowie patrzyli się na nas jak szliśmy na sam początek pomieszczenia.
Profesor McGonagall jako dyrektor Hogwartu ogłosiła krótką przemowę i zaczęła się CP (ceremonia przydziału)
****

Tiara podskakiwała i śmiała się ale nikogo to nie obchodziło. Teraz wszyscy skupiali się na tym do jakiego domu trafią. Jeden z nauczycieli zaczął wyczytywać imiona i nazwiska dzieciaków z mojego rocznika.
- Hans Alcron ! - wyczytał głośno i wyraźnie.
Z tłumu wyszedł chłopak o brązowych włosach i piegowatej cerze. Nauczyciel położył na jego głowie tiarę.
- Hufflepuff ! - wykrzyczała tiara takim samym tonem jak nauczyciel.
Hans poszedł do stołu Puchonów i usiadł w ich towarzystwie.
Tak wyczytywali inne imiona.
Luna Canterlot trafiła do Slytherin'u . Nie wiem jak dziewczyna o takim spokojnym charakterze mogła się dostać do ambitnych i sprytnych Ślizgonów. Poza tym... Nagle usłyszałem :
-Scorpius Malfoy ! - wyczytał profesor.
Byłem zestresowany ale jakoś wszedłem na środek sali. Nauczyciel położył na mojej głowie tiarę.
- Gdzie Cię tu przydzielić? Ravenclaw czy Slytherin ? - zamruczała mi tiara.
Te dwa domy wymieniła mi rano mama. Jednym tchem pomyślałem.
- Tylko nie Ravenclaw !
- Niech będzie. Slytherin ! - krzyknęła na całą salę.
Usłyszałem oklaski dobiegające z stołu Ślizgonów.Cieszyłem się. Podszedłem do ich stołu i usiadłem koło Blade Zabini'ego i Luny Canterlot. Teraz pomyślałem gdzie trafią pozostali.
Albus trafił do Slyterin'u ! Cieszyłem się , że będę miał najlepszego kolegę w moim domu. James trafił też do Slytherin'u. Po nim to się mogłem tego spodziewać. Lorcan i Lysander ; synowie Luny Lovegood i Rofla Scamander'a trafili do Ravenclaw'u. Rose Weasley do Gryffindoru. Dalej pozostałych dzieciaków nie chce mi się wymawiać.
***
Po kolacji prefekt Slytherin'u zaprowadził nas do lochów. Ustaliśmy przed obrazek Salazara Slytherin'a .
- Axabas Tritolos - wyszeptał.
Weszliśmy do środka. Salon Ślizgonów wyglądał zwyczajnie. Oczywiście srebrno-zielone odcienie kolorów wchodziły w grę. Zaprowadził nas do naszych dormitoriów. Dzieliłem je z Blade Zabini'm , Albus'em , James'em , Bertie'm Switch i Tod'em Nott'em                                                                                                             
                                                                                          ,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 1 ''

Było około godziny 9:50. Słońce zaczęło już wędrówkę po niebieskim niebie. Spałem. Nagle usłyszałem głos z salonu.

- Scorpius ! Wstawaj! - krzyknęła moja mama Astoria Malfoy.
Była utalentowaną czarownicą i nie lubiła gdy ktoś za długo śpi.
- Dobrze , już dobrze ! - szepnąłem .
Wstałem , moje blond włosy opadały mi na twarz .
- Trzeba kupić żel do włosów , koniecznie - zaśmiałem się cicho.
Poczłapałem w kierunku łazienki gdzie umyłem się i ubrałem. Zszedłem na dół. Przy kuchennym stole siedziała moja mama z tatą.
- Coś długo dziś spałeś - zadrwił mój ojciec.
- Masz list Scorpius - powiedziała podając mi pewien list.
To był list do hogwartu ! Cieszyłem się że mnie przyjęli , wkrótce mogłem spotkać się z Albusem. Lubiłem go. Był moim dalszym kuzynem i najlepszym przyjacielem. James często śmieje się ze mnie , więc dlatego bardziej lubię Al'a. 
- Myślisz że do jakiego domu trafisz ? - zapytał mnie mój ojciec.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem siadając do stołu.

- Sądzę , że najlepiej pasuje do ciebie Ravenclaw lub Slytherin - zamyśliła się mama.
- Jak jest taki wybór to ja wolę Slytherin - lekko skinąłem głową .
                                                                  ***
Ulica Pokątna była niezwykła . W okół było pełno ludzi . Z trudem przechodziłem chodnikiem ulicy uważając by na nikogo nie wpaść. 
- Ja muszę Scorpio pójść do pewnego sklepu odebrać paczkę . Poczekaj na mnie w księgarni - powiedział ojciec oddalając się ode mnie. 
- SCORPIUS ! - usłyszałem męski krzyk zza moimi plecami.
To był Albus. Skoczył niemalże mnie przewracając.
- Hej Al - odpowiedziałem nieugięty.
- Hej. Dawno Cię nie widziałem ! - uśmiechnął się.
- Ja ciebie też ... - poszedłem z nim w stronę księgarni.
Weszl ostatnie zakupy i poszliśmy do domu. Po prawie całym dniu padłem zmęczony na łóżko. Zdawało się bardziej miekkie niż rankiem. Po pięciu minutach wstałem z łoża i podszedłem do mojego biurka. Była tam moja różdżka i książki potrzebne do szkoły. Ojciec kupił mi nawet Sowę. Nazwałem go ; , bo sowa była samcem - Desoto. Nie mogłem się doczekać pierwszej wizyty w Hogwarcie. Cały czas dręczyły mnie różne pytaniśmy do środka . Było tam znacznie ciszej niż na wręcz szumiącej ulicy. Księgarnia była tajemnicza z pierwszego punktu widzenia , ale też piękna. Było tam pełno nieznajomych dzieciaków będących już w Hogwarcie i , nie. Spotkałem tam mojego znienawidzonego kuzyna James'a i najlepszą kuzynkę Lily. Przedstawili mi też córkę Weasleyów ; Rose i ich syna - Hugona.

                                                                  ***
Potem z ojcem zrobiliśmyia. Do jakiego domu trafię? I czy znajdę przyjaciół? Odpowiedź była jednoznaczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz