poniedziałek, 18 sierpnia 2014

,,Pierwszy rok w Hogwarcie cz 4 ''

Był burzliwy dzień. Od samego rana padało. Właśnie usiadłem przy stole ślizgonów .
- Proszę o ciszę ! - krzyknęła na tyle głośno by ktoś ją usłyszał McGonagall.
Wszyscy przestali rozmawiać i skupili się wyłącznie na Pani Dyrektor. 
- Uwaga uczniowie! Od dzisiaj macie wracać do swoich dormitoriów około godziny 16 :00 , a na kolację do WS (wielkiej sali) , będą odprowadzać was nauczyciele - powiedziała głośno i wyraźnie.
- Dlaczego ? - zapytał jakiś puchon z drugiego roku.
Profesor nie odpowiedziała i wyszła z sali. Było słuchać pojedyncze szepty :
- Dlaczego ? Co się mogło stać ?! - mówili po cichu niektórzy uczniowie.
Jak McGonagall oświadcza coś takiego , musiało się stać coś poważnego.
W osłupieniu wyszliśmy z Blade'em i Albus'em z WS i poszliśmy na lekcje latania.
Dziś miał Pan Hoch oznajmić , kto będzie obrońcą i szukającym w poszczególnych domach. Przestałem myśleć wyłącznie o informacji Profesorki i skupiłem się na lekcji.
Wkroczyliśmy na przemoczony dziedziniec. Pan Hoch już stał na jego środku z parasolką i zwojem w ręce.
- Elfondus Triciatos ! - wyczarował nad nami coś w rodzaju niewidzialnego dachu , dzięki niemu nie padał na Ślizgonów i Gryfonów deszcz.
- Wiem kto będzie pełnił poszczególne role w zawodach Quiditha w waszych domach - zaczął rozwijając zwój.
Wyczytał kto będzie kim u Gryfonów. Wiem tylko , że wyczytał chłopaka i dziewczynę , ale nazwisk i imion nie pamiętam.
- W Slytherin'ie obrońcą będzie .... James Syriusz Potter ! - oznajmił uśmiechając się.
Jego?! Może jest silny ale za to nie potrafi pracować w drużynie. Trochę się wkurzyłem.
- A ścigającym będzie.... - wymówił cicho.
Napięcie rosło. Kto to mógł być? Wreszcie wydukał z siebie:
- Scorpius Hyperion Malfoy !
Cieszyłem się bardzo , że wybrał mnie ! Akurat mnie z pośród wszystkich Ślizgonów. Albus potrafił by pracować w drużynie , ale aż tak szybko nie potrafi latać na miotle...
Zresztą , każdy martwi się o siebie.
                                                      ******************
- Scorpius ! - wołała za mną Rose i Luna.
Zatrzymałem się i spojrzałem na nie pytającym wzrokiem.
- Gratuluję Ci Scorpius , że dostałeś się do drużyny. Jest to nie lada wyczyn ! - uśmiechnęła się sympatycznie Luna.
- Ja dziękuję. Ale naprawdę , nie wiedziałem , że Hoch akurat wybierze mnie. Jest to miła niespodzianka - odrzekłem podnosząc głowę.
Zaśmiały się tylko i odeszły.
Nadal nie wiedziałem o co chodzi z tymi mocami Luny i w ogóle. Wróciłem do dormitorium. Otworzyłem drzwi i niemal przewróciłem się o Al'a ''czyhającego'' na mnie pod drzwiami.
- Co ty człowieku wyrabiasz ? - rzekłem spoglądając na śmiejącego się dalej Blade'a.
- Nieważne - odpowiedzieli chórem.
Usiadłem na łóżko. Nie było Bertie'ego i Tod'a. Jak zwykle odsiadywali kary u profesora Trilock'a o to , że jak zwykle podkładali mu na krzesło pinezki. Raz ich nie zauważył... Musiał iść do pielęgniarki która wyciągnęła mu z tyłka 19 pinezek XD To dopiero było! Rozmyślanie przerwał mi Albus.
- Patrz na to ! - położył mi na łóżko tak wielką księgę , że pod jej ciężarem podskoczyłem 5 cm do góry.
- Co to ? - zakrztusiłem się latającym w okół płatków kurzu.
- To jest rodzinna księga rodziny Canterlot. Masz tu wszystko - odrzekł dumny.
- Skąd ty to masz ? - zaśmiałem się niepewnie.
- Mam znajomości - odszedł do swojego łóżka i szukał czegoś w szafce.
Blade właśnie uzupełniał 197 rozdział w swoim pamiętniku , więc miałem chwilę wytchnienia.
Zacząłem ją czytać.
                                                       ***************
Wyczytałem w księdze że Luna pochodzi z dawnej rodziny królewskiej w Anglii. Ród odznaczał się tym że w genach są przenoszone nadzwyczajne ''moce'' . Coś takiego jak latanie bez miotły , teleportacja czy niewidzialność bez użycia żadnych magicznych przedmiotów.
- Czemu nie pomyślałem o tym wcześniej ?! - pomyślałem w myślach i puknąłem się lekko w głowę.
Słyszałem odgłos wchodzenia po schodach. Na 100% szedł to James ! Szybko schowałem księgę pod pościel. Jakby widział że czytam o rodzinie Luny co by sobie pomyślał ??!! Do pokoju wparowali jednak Bertie i Tod. 
- 49 kara w tym miesiącu - uśmiechnął się Bertie do ucha do ucha. 
- Wiecie że my chodzimy na lekcje około od jednego tygodnia? - dopytał Blade.
- To 49 kara w tym tygodniu - poprawił się.
Potem do dormitorium wmaszerował James.
- Wiecie o co chodzi z tymi ex ''zasadami'' profesor ? - powiedział krzyżując ręce.
- Najpierw się puka ... Bertie i Tod chociaż tego nie powiedziałem zapukali zanim weszli do pokoju - pomyślałem.
- Nie wiem - odpowiedzieli trzej chłopcy oprócz mnie.
- Może ty coś wiesz niezdaro ? - spojrzał na mnie.
- Nie, niezdaro! Posłuchaj sam siebie. A tak w ogóle nie mam pojęcia... - wstałem i wyszedłem z pokoju poszukać prefekta naszego domu.
Schodziłem właśnie po schodach i usłyszałem szloch pewnej dziewczyny.
- Nie wiem gdzie ona jest profesorze , naprawdę nic jej nie zrobiłam ! - płakała głośniej.
- Proszę Cię Margaux , o prawdę. A co się stało z pozostałymi uczniami? - usłyszałem spokojny głos Ves'a Trilock'a , opiekuna Slytherin'u.
- Ja nie wiem co się stało z pozostałymi uczniami , na prawdę ! - wydukała.
To był idealny moment by wejść w akcję.
Wszedłem do salonu. Zobaczyłem tam faktycznie , profesora, Margaux Degory i kilka ślizgonów z jej rocznika.
                                                                      *** 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz